Kilkudniowy urlop pod znakiem rozmów z imigrantami na malowniczej greckiej wyspie Kos? Czemu nie? Rosnąca fala imigrantów jest wspólnym problemem dla całej Europy. Biorąc pod uwagę, że w Podkowie Leśnej mamy ośrodek dla uchodźców, to trudności wynikające z masowości imigracyjnej mogą być dla nas szczególnie dotkliwe. Będąc na małej wyspie Morza Egejskiego byłem świadkiem dwóch ścierających się problemów, z jednej strony codziennie przypływających imigrantów z Syrii, Pakistanu, Afganistanu i Iraku uciekających przed wojną i biedą, a z drugiej zmęczonych i poirytowanych Greków, którzy w kryzysie próbują utrzymać turystyczny raj, o który z dnia na dzień jest coraz trudniej. Tylko od początku roku na Kos przybyło ponad 11 tys. uciekinierów, z czego zdecydowana większość przebywa w mieście Kos. Wszechobecny chaos, bałagan, miasto usłane prowizorycznymi, kartonowymi obozowiskami i namiotami, na ulicach, ławkach, murkach koczują ludzie, czekając na wydanie dokumentów imigracyjnych. Brak toalet i dostępu do bieżącej wody.
W pierwszej kolejności status uchodźcy dostają Syryjczycy i to oni zostają dalej przewiezieni promem do Aten. Miejsce na statku jest kością niezgody między migrującymi. Napięta sytuacja wisi w powietrzu, zniecierpliwienie jest widoczne po stronie i nielegalnie przebywających i mieszkańców oraz turystów. Rozmawiałem z wieloma osobami szukającymi lepszego życia jak i Grekami prowadzącymi tam swoje biznesy. To są dwa ścierające się dramaty. Imigranci przypływają bardzo często całymi rodzinami o świcie, nielegalnie na pontonach z Turcji położonej ok. 5-6km (800-1000 osób dziennie – w tygodniu podczas mojego pobytu). Przemytnicy od Syryjczyków potrafią wziąć nawet 1500 dolarów od osoby. Łodzie są przepełnione. Niemal codziennie dochodzi do wypadków, w tym również śmiertelnych.
Niewielka część z tych osób zna język i jest wykształcona, znaczna część ma pieniądze, szukają lepszej przyszłości dla swoich dzieci, bez okrucieństwa i wojny. Chcą do lepszego świata. Mają tyle co na sobie i w małym plecaku i mają największe szanse pozostać w Europie. Wszyscy z którymi rozmawiałem mówili o osiedlaniu się w Niemczech i Anglii. Pozostali czekają na cud i kolejny przemyt dalej i dalej. Wszyscy żyją marzeniami, wszyscy z którymi rozmawiałem byli muzułmanami. Nie są agresywni, nie żebrzą, nie piją, nie rozrabiają. Czekają…
Dla klasycznych turystów są uciążliwi o tyle, że mogą wzbudzać niepokój chodząc w dużych męskich grupach, łamią poczucie estetyki pozostawiając po sobie totalny bałagan. Dla Greków, którzy żyją z turystyki, po kryzysie może to być przysłowiowy gwóźdź do trumny. Bo turystów już jest mniej, a będzie jeszcze mniej. Wielu turystów ma odruch niesienia pomocy, niejednokrotnie byłem świadkiem, przynoszenia przez nich chleba, owoców, słodkości dla dzieci.
Widziałem członków International Red Cross and Red Crescent Movement przydzielających imigrantom paczki (2 rolki papieru toaletowego, kostkę mydła, pastę do zębów i wodę), członków organizacji pozarządowych rozdających wodę. Ale nie dla wszystkich i nie codziennie. Doniesienia prasowe o rzekomym buncie i zamieszkach wszczynanych przez imigrantów w moim przekonaniu są mocno przesadzone, raczej to był wyraz ich irytacji i wzburzenia na panującą sytuację. Owszem były sprowadzone oddziały specjalne policji z Aten, które używały pałek i gazu, ale raczej jako straszak a nie do walki.
Burmistrz wyspy Kos, Giorgos Kyritsis ostrzegając o nieuniknionym rozlewie krwi jest zmęczony całą sytuacją, która niewątpliwie przerasta możliwości Kos i jest to bardziej próba zwrócenia uwagi na problem nie tylko całej Grecji (burmistrz wezwał rząd Grecji do wzmocnienia ochrony na granicach morskich), ale i Europy. I zgadzam się z nim, że ta trudna sytuacja jest problemem całej Unii Europejskiej i określenia wspólnej polityki migracyjnej. Europa w moim przekonaniu ma moralny obowiązek pomocy humanitarnej dla ludzi objętych strefą konfliktów zbrojnych i będzie musiała sobie z tym poradzić. Solidarny obowiązek. Budowanie muru, czy zasieków jak np. na granicy węgiersko-serbskiej jest krótkowzrocznym rozwiązaniem.
Od początku roku granice Grecji przekroczyło nielegalnie prawie 160 tysięcy osób. Ponad dwa miliony ludzi czeka na tureckim wybrzeżu na przekroczenie granicy, na granicach Europy czeka prawie 15 mln ludzi. Dzisiaj Polska jest dla większości uciekinierów krajem tranzytowym, ale w perspektywie lat może stać się miejscem docelowym. A kryzys migracyjny trwa. W Polsce pogranicznicy tylko w tym roku zatrzymali już ponad 3 tys. nielegalnych imigrantów i liczba ta z roku na rok rośnie. Polska zadeklarowała przyjęcie dwóch tysięcy uchodźców nie tylko z Bliskiego Wschodu ale też i Afryki ( z Syrii i Erytrei) w ciągu dwóch lat. W Polsce, zgodnie z Konwencją Genewską, cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, jeżeli na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony własnego kraju.
Polska musi być lepiej przygotowana na przyjazd imigrantów, wyizolowane ośrodki dla uchodźców, jak ten w Dębaku na terenie Podkowy Leśnej, nie mogą być rozwiązaniem docelowym. W perspektywie powinniśmy dążyć o stopniowej rezygnacji z ośrodków na rzecz kwaterowania cudzoziemców ubiegających się o nadanie statusu uchodźców w mieszkaniach, tak jak to miało miejsce w przypadku ostatnio przybywających Syryjczyków. Inaczej przy masowym napływie uchodźców powstaną getta, z którymi taki mały samorząd jak nasz nie będzie mógł sobie poradzić. Dotychczas trendem było umieszczanie ośrodków w małych miejscowościach (aż 7 na 12). Uchodźcy odizolowani od społeczności lokalnej, bez sąsiadów, o odmiennej kulturze, nie znający języka mają problem z asymilacją. W samych ośrodkach dochodzi do konfliktów z powodu różnic kulturowych i odmiennych przyzwyczajeń między osobami z różnych grup etnicznych. Integracja, głównie dzieci jest poprzez kontakty szkolne, ale to za mało by mogli poczuć się częścią społeczeństwa. Ograniczony czas przebywania w ośrodku też nie sprzyja budowaniu relacji ze społeczeństwem, choć w Podkowie szkoła, parafia i częściowo mieszkańcy wkładają wiele wysiłku, by były one bardzo poprawne. W naszej, ani żadnej innej małej miejscowości nie ma organizacji pozarządowej zajmującej się stricte pracą na rzecz cudzoziemców. Scedowanie na tak małe samorządy przez państwo części kosztów utrzymania cudzoziemców oraz w całości odpowiedzialności za ich harmonijne koegzystowanie jest ślepą uliczką (Dębak jest w środku lasu, z dala od osiedli mieszkaniowych – takie odseparowanie nie sprzyja jakiejkolwiek integracji, a raczej wzmaga poczucie wyobcowania). Doświadczenia zamożniejszych państw starej Europy (Francja, Niemcy, kraje skandynawskie) pokazują że nasza tradycyjna polityka imigracyjna jest nieefektywna. Ba, nie pomaga potrzebującym, a wręcz także pogarsza sytuację tych którzy tę pomoc oferują. Wzrost liczby imigrantów w Polsce powoduje konieczność określenia długofalowej polityki integracji cudzoziemców, wypracowania skutecznych mechanizmów pomocy dla nich oraz ich roli w społeczeństwie.Problem Europy z nielegalnymi imigrantami, to również problem Polski, a może się okazać i dużym problemem dla małej Podkowy.
Foto: wszystkie zdjęcia powyżej wykonane zostały na ulicach Kos i w hotelu przeznaczonym na ośrodek dla uchodźców.
Na pozostałej części wyspy problem praktycznie nie istnieje, życie turystyczne toczy się normalnym rytmem.