Klimat umiarkowany pod wpływem którego znajduje się niemal cały obszar Polski, jest niestety doskonały dla życia i rozwoju ślimaków. W moim ogrodzie pełzająca zaraza zaatakowała z całą mocą. Nocna aktywność ślimaków pozwala im na niezauważone posilanie się roślinami przez długi czas. Obecność intruzów objawia się nieregularnymi dziurami w blaszce liściowej, uszkodzeniami owoców oraz śluzowatymi śladami na ziemi i kamieniach.
Jak zwalczać?
Najmniej kosztowne są tzw. domowe sposoby. Wiaderko, gumowe rękawice, a wieczorem latarka. Zbieramy ślimaki do wiadra i zasypujemy solą (nie próbowałem), humanitarnie wynosiłem je do lasu, ale miałem wrażenie, że z wdzięczności wracają ze zdwojoną siłą. Sposób z solą podobno skuteczny, ale męczący. Można też zastawić pułapkę – w wilgotnym miejscu położyć liść sałaty lub inny „przysmak” ślimaka nasączony piwem. To gwarancja, że przypełzną tam ślimaki z całej okolicy. Widocznie wiedzą co dobre, tyle że chyba pijane atakują jakby szybciej i więcej, zżerając wszystko co napotkają na drodze. Chyba, że zdążymy je wrzucić do pojemnika i zlikwidujemy najlepiej środkiem chemicznym – do kupienia w sklepach ogrodniczych. Środek chemiczny też można rozstawić w ogrodzie w kilku miseczkach – przypełzną, najedzą się i padną. Z naturalnych metod polecam uprawę roślin mających działania odstraszające, np. lebiodki pospolitej, mydlnicy lekarskiej, majeranku ogrodowego. Bardzo skutecznym zabiegiem jest rozsypywanie wokół roślin trocin, popiołu, skorupek jaj. Ślimaki niechętnie przechodzą przez taką barierę. Ale wygląda to marnie, dla estetów ta metoda nie nadaje się. Naturalnym przeciwnikiem ślimaków są jeże, ale na tę ilość mięczaków w moim ogrodzie mam ich za mało. Albo ślimaki, albo rośliny – wybieram rośliny! Dzieląc się wiedzą, wszystkim moim czytelnikom też życzę udanej walki.